Stanowisko Kierowania Komendanta Powiatowego Państwowej Straży Pożarnej w Wołominie – to w tym pomieszczeniu, sercu komendy tak naprawdę rozpoczyna się ratowanie ludzkiego życia i mienia. O swojej odpowiedzialnej pracy opowiedział nam dyżurny operacyjny powiatu, młodszy brygadier Marek Dobek i młodszy aspirat Remigiusz Kuczewski.
Cichy, niewielki pokój na końcu budynku Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Wołominie przy ulicy Sasina 15. Wewnątrz nienaganny porządek, cisza i rząd monitorów. Za konsolą skupieni dwaj strażacy, niedawno zaczęli zmianę, która potrwa całą dobę. Młodszy brygadier Marek Dobek to dyżurny operacyjny, pomaga mu młodszy aspirant Remek Kuczewski, obaj panowie w służbie od kilkunastu lat. Wpatrzeni w ekrany i telefony oczekują na kolejne zgłoszenia, które niestety dotyczące najczęściej ludzkich tragedii. Na terenie powiatu wołomińskiego codziennie dochodzi do około 10 poważnych zdarzeń, do których wyruszają gotowi do akcji strażacy. Rocznie to ponad 3000 interwencji. Najczęściej dochodzi do pożarów lasów, mieszkań lub domów oraz wypadków komunikacyjnych.
– Każda osoba dzwoniąca na numery alarmowe 112, 998 lub inne łączy się z Centrum Powiadamiania Ratunkowego, to ogólnopolski system, który pozwala sprawnie zaangażować właściwe służby ratunkowe w przypadku kiedy dojdzie do niebezpiecznego zdarzenia. Informacja z CPR trafia do nas w formie tekstowej wiadomości elektronicznej, która zawiera szczegóły otrzymane od osoby zgłaszającej. Wówczas natychmiast wysyłamy na miejsce odpowiednie siły i środki. Wszystko dzieje się błyskawicznie – wyjaśnia nam dyżurny, Marek Dobek.
Po drugiej stronie słuchawki najczęściej znajduje się osoba zdenerwowana i rozemocjonowana. Jednak w sytuacji kryzysowej warto zachować spokój po to, aby jak najbardziej precyzyjnie opisać zdarzenie. Dyżurni powiedzieli nam o czym przede wszystkim należy pamiętać.
– Kiedy dochodzi do wypadku drogowego osoba zgłaszająca powinna podać nam numer drogi i odcinek na jakim doszło do zdarzenia. Jeśli ma z tym problem ważna jest chociaż orientacyjna odległość od najbliższej miejscowości lub „pikietarz” czyli numer przydrożnego słupka i kierunek pasa jezdni. Należy dodać również ile osób brało udział w wypadku, czy wymagają pilnej opieki medycznej i czy są zakleszczone w pojeździe – dodaje Dobek.
Gdy dojdzie do pożaru ważne z kolei jest podanie precyzyjnego adresu domu lub mieszkania. Cenną informacją jest jeszcze rodzaj budynku, jego wysokość lub ilość kondygnacji, jaka jest intensywność pożaru oraz czy ktoś znajduje się w środku.
– Często zgłaszający rzucają tylko prosty komunikat bez szczegółów. Nie zadają sobie trudu. Jednak my nie lekceważymy żadnego sygnału. Kiedy coś się pali zawsze jedziemy sprawdzić, nawet jeśli okaże się to alarm fałszywy – mówi Remigiusz Kuczewski.
Zawodowa straż pożarna w pełnej gotowość musi wyjechać do zagrożenia w ciągu 60 sekund od sygnału otrzymanego od dyżurnego wybrzmiewającego głośno w radiowęźle. Nocą ten czas wydłuża się do 2 minut. W tym czasie strażacy opuszczają koszary, biegną do garażu muszą się ubrać i wskoczyć do wozu. Robią to niemal automatycznie. Po zaledwie kilku minutach zazwyczaj są już na miejscu i przystępują do akcji ratunkowej.
Jedno zgłoszenie to rzadkość. Zazwyczaj w tym samym czasie pomocy wzywa kilka osób w różnych miejscach, często oddalonych od siebie o kilkadziesiąt kilometrów. Zdarzało się, że z Centrum Powiadamiania Ratunkowego przychodziło nawet 100 zgłoszeń w krótkim odstępie czasu. Dzieje się tak podczas intensywnych burz czy wichur. Wtedy skupienie dyżurnych strażaków sięga zenitu. Każdy najmniejszy błąd może zakończyć się ludzką tragedią.
– Nie możemy popełnić błędu. Musimy być maksymalnie skoncentrowani i precyzyjnie koordynować poszczególne akcje. Czasami nasze zastępy po kilka godzin nie wracają do jednostki jeżdżąc od wezwania do wezwania. Na szczęście zawsze jesteśmy wspierani przez kolegów z OSP dzięki temu możemy działać jeszcze szybciej i sprawniej – mówi Remigiusz Kuczewski.
Podczas rozmowy naszego dziennikarza z operatorami niespodziewanie rozlega się sygnał zgłoszenia. Na twarzach dyżurnych natychmiast pojawiają się poważne miny. Przystępują do rutynowych procedur. Okazuje się, że pomocy wymaga nieprzytomny mężczyzna w miejscowości Miąse. To wieś blisko terenowej strażnicy w Tłuszczu. Dyżurny Marek Dobek natychmiast wysyła w to miejsce dwa zastępy ratownicze. Dzięki szybkiej akcji i dobrym decyzją 53 – latka udaje się uratować, zabezpieczyć i przekazać w ręce medyków z karetki pogotowia. To tylko i aż jedna z wielu sytuacji podczas długiej, 24-godzinnej służby naszych, cichych bohaterów…
Pozostali dyżurni operacyjni na innych zmianach to: młodszy brygadier Grzegorz Daniłowicz, starszy kapitan Zbigniew Rosłon, kapitan Tomasz Przyborowski, młodszy kapitan Mariusz Wawryło.
Autor: Jakub Pietrzak
Foto: [Reporter001]